piątek, 28 października 2011

Dziesięć ulubionych serii książkowych.

phot. by Piotr Semberecki
"Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień."

Spodobała mi się ta zabawa, jako, że lubię książki , ale rzetelnych wnikliwych recenzji nigdy nie chciało mi się pisać. Pewnie mnie tu zaraz dual wyszydzi jak to ma w zwyczaju, ale trudno, pogarda.

Dziesięć ulubionych serii książkowych - moich, oczywiście.

1. Oczywiście - "Świat Dysku" Terry'ego Pratchetta. Mam do tej serii stosunek wybitnie sentymentalny, bo obecnie książki z tego cyklu kosztują ok 3 dyszki za sztukę - a pierwsze egzemplarze znalazły się na mojej półce, kiedy o autorze jeszcze mało kto słyszał i jego dzieła sprzedawało się na stoiskach z tanią książką (w moim przypadku - nad morzem, na zafajdanych, deszczowych wakacjach). Rodzice kupili mi wtedy "Równoumagicznienie" (wydane wówczas przez Nową Fantastykę) za szaloną kwotę 6zł (i taka wybita jest na okładce), nie do końca mając świadomość, o czym to właściwie jest. I poszło z górki - przekopywałam antykwariaty i małe księgarnie żeby znaleźć COKOLWIEK z serii Świata Dysku, jednak zajęło mi kilka lat skompletowanie pierwszych części.. Później kupowałam je już na bieżąco, obserwując po wzroście cen na okładkach i zmianie wydawcy, jak Pratchett staje się hot i trendy. Dzisiaj mam w domu prawie ,wszystkie pozycje wydane pod jego nazwiskiem w Polsce, wliczając terminarze, albumy i leksykony oraz kalendarze ścienne upolowane na eBayu. Przyznaję, że sięgam po te książki coraz rzadziej, ale w dalszym ciągu wybieram Pratchetta zawsze wtedy, kiedy mam doła, jestem zmęczona życiem lub mam ochotę na coś lekkiego, jednak nie obrażającego inteligencji czytelnika. Bo tak naprawdę "Świat Dysku", mimo, że przepełniony humorem, jest intelektualną szaradą, układanką złożoną z elementów popkultury, sztuki, literatury klasycznej, historii, polityki i ekonomii. Światem pokazanym w krzywym zwierciadle, parodią rzeczywistości otaczającej człowieka współczesnego. Spotkałam w życiu kilka osób, które deklarują zdecydowaną niechęć do Pratchetta - wszystkie miały albo nędzne poczucie humoru, albo były na tyle nie halo, że nie rozumiały aluzji zawartych w jego książkach. Niewątpliwie są też tacy, którzy są zabawni, inteligentni, tylko po prostu mają inny gust - ale ja ich nie znam. 

phot. by Piotr Semberecki

2. J.K.Rowling - Harry Potter. Lubię, a co. Złapałam bakcyla stosunkowo późno, bo dopiero kiedy na rynku była już 4. część powieści - wcześniej nie chciałam tego ruszyć, bo Harry'ego czytali wszyscy, a ja gardziłam byciem wszystkimi i musiałam być pod prąd. Jak tylko wyrosłam z bycia alternatywną, machnęłam od razu kilka tomów. I serio, uważam, że ta książka jest o niczym. Nie ma żadnej treści. Nic nie wnosi do literatury, nie ma skomplikowanej fabuły, postaci o złożonych osobowościach. Jest po prostu dobrze napisana - lekka, przyjemna, wciągająca. Idealna do obiadu albo do pociągu.

3. Alfred Szklarski - cykl o przygodach Tomka. Lubiłam. Ach, jak lubiłam! Czytałam sobie o Australii, Afryce, Azji - i naprawdę sporo z tych książek wyniosłam, chociaż dopiero po latach zaczęły mnie uderzać detale, które dzisiaj sprawiają, że cykl ten stał się dla mnie lekko nieznośny. Ale myślę, że gdybym kiedyś miała syna, chciałabym, żeby czytał te książki - córka zresztą też.

phot. by Piotr Semberecki
4. Zbigniew Nienacki - Pan Samochodzik. To był szał. Znaleziona gdzieś w biblioteczce mojej mamy książka sprawiła, że w ciągu 3 dni złapałam bakcyla. Najbardziej szalałam na punkcie części o Templariuszach - i muszę przyznać, że teraz jak patrzę na to z perspektywy czasu, te książki miały niemały wpływ na to, jakie wybrałam studia. Podobnie jak w przypadku cyklu o Tomku, książki o Panu Samochodziku popchnęły mnie w kierunku poszukiwań, przekopywania się przez fakty, sprawdzania autora; jest to ten rodzaj książek, które podstępnie, pod pozorem dobrej zabawy wtłoczą ci do głowy jakąś wiedzę. 

5. Małgorzata Musierowicz - Jeżycjada. Zanim pokochałam Gombrowicza i Nietzschego, byłam normalnym, pogodnym dzieckiem. I te książki też takie były - pogodne, miłe, słodkie, mocno wyidealizowane, trochę w klimacie serialu - tasiemca, ale czytały się lekko i przyjemnie. Nie pamiętam przy której części dałam sobie spokój - bo ostatecznie przyszedł taki moment, że człowiek poczuł się za stary na te słodkości - ale miałam wtedy ok 14 lat. Książki Musierowicz sprzedałam, bo potrzebowałam pieniędzy na Mistrza i Małgorzatę w przekładzie Drawicza, co pamiętam jak dzisiaj. Nie żałuję, chociaż sentyment pozostał.

6. Andrzej Sapkowski - Saga o Wiedźminie. Jeśli ktoś tego nie czytał, nie ma pojęcia o polskiej fantastyce. Wtedy, mając 12 lat, byłam tym tak podjarana, że ledwo mogłam ustać na nogach - dzisiaj jestem już o wiele bardziej krytyczna i widzę niedociągnięcia tego cyklu, pewną toporność, z jaką jest napisany, nadmierny patos i emfazę, bohatera cierpiącego na Weltschmerz. Jednak i tak mam do tej książki sentyment szczególny (także dlatego, że pożyczył mi ją po raz pierwszy do przeczytania chłopak, który był w tamtym czasie miłością mojego 12-letniego życia) i mimo, że chyba nigdy do niej nie wrócę, sprzedać też nie potrafię. Nie wiem jednak czy powiedziałabym, że "warto to przeczytać" - z jednej strony ma to sens z powodów historycznych, w końcu ważna pozycja w polskiej fantastyce. Ale ostatecznie jest tyle innych, lepszych książek...

7. Lucy Maud Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza. Bo jak już  pisałam, do pewnego momentu byłam normalnym dzieckiem. Dzisiaj bym już tego nie przetrawiła za nic w świecie, ale będąc szczylem wracałam do tej książki wiele razy, zwłaszcza do późniejszych części.

8. Jasper Fforde - cykl o Thursday Next. Jest tam coś z Alicji w Krainie Czarów, coś z Orwella i trochę z Poego, doprawione Pratchettem i Gaimanem. Naprawdę coś dziwnego. Ale ku zaskoczeniu, wychodzi z tego dobry mix - nigdy w życiu nie żałowałam tak bardzo tego, że sprzedałam książkę. Do dzisiaj próbuję je zdobyć w rozsądnej cenie, co okazuje się niełatwe. 
phot. by Piotr Semberecki

9. Sempe, Gościnny - Mikołajek. A, mówcie co chcecie - że to dla dzieci, że naiwne, że w ogóle. A ja do dzisiaj chętnie wracam i śmieję się tak samo, jak wtedy, kiedy sięgnęłam po raz pierwszy.

10. A teraz jest mi strasznie wstyd, bo wychodzi na to, że jedną z moich ulubionych serii jest cykl z gatunku tych, którymi gardzę najbardziej, czyli coś z literatury kobiecej. I jest cykl "Żaby i anioły" Grocholi, przy którym ubawiłam się naprawdę setnie w długie zimowe wieczory. Poza "Bridget Jones" jest to chyba jedyna pozycja z zakresu prozy babskiej po jaką sięgnęłam i która ostatecznie została na mojej półce. Wstyd mi się trochę przyznać, bo mi to psuje imidż yntelektualysty, ale ostatecznie nie założyłam bloga żeby robić z siebie małpę na sznurku.

13 komentarzy:

  1. zajebiście chujowy post.
    serio, to już przekracza granice i wzbudza odrazę. jak można pisać takie rzeczy!
    pogarda!

    p.s. PIERWSZY!

    OdpowiedzUsuń
  2. O, chyba mam dość podobny gust jeśli chodzi o książki :D
    Pratchetta uwielbiam od pierwszej przeczytanej książki i zawsze do niego wracam, jak mam doła. Teraz powoli kompletuję całość Świata Dysku, do czterdziestki powinnam zdążyć.
    Seria o Ani nadal mnie zachwyca, ale ponieważ jestem dziwnym dzieckiem, czasem nieco przeraża. Nie lubię jak jest taki duży przedział czasowy, i jak na przykład z "Wymarzonego domu Ani" wracam do "Ani z Zielonego Wzgórza", czuję się co najmniej dziwnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. dual - powiedziałabym Ci to samo co przed chwilą w mieszkaniu, ale to się do druku nie nadaje :) tak że tym razem z wyższością zmilczę. pogarda!

    Milka - mi brakuje może z 2 czy 3 najnowszych Pratchettów i nie miałam ich kiedy przeczytać, planuję w najbliższym czasie :) ale do Ani już dawno minął mi sentyment, nie wiem czy dałabym radę zmierzyć się z tym raz jeszcze :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja dopiero kilka tygodni temu pozbyłam się Ani i resztek Jeżycjady na dobre (córki sąsiadów przerabi9ają w podstawówce),zostawiłam sobie na pamiątkę Emilkę, moją pierwszą LMM :> odważny czyn w wieku 24 lat,och tak.
    Harry'ego i Pana Samochodzika podarowałam młodszemu bratu,który nie jest fanem porządku,w związku z czym te pozycje pokurzą się u niego na regale co najmniej z 10 lat...;-) i tym sposobem uratowałam resztki dumy :P
    Grochola mnie nie jara,ale Bridget zawsze, i w wersji książkowej i filmowej :> babskie to i bezmyślne,ale jakie relaksujące!

    OdpowiedzUsuń
  5. Mieszkam z absolutnym fanem Pratchetta, ktory podobnie jak Ty, kolekcjonuje co sie da z bohaterami Swiata Dysku, ze o calym tatuazowym rekawie z Rincewindem nie wspomne;) Chcac nie chcac, przeczytalam kilka jego ksiazek, i mimo ze sa osobe o marnym poczuciu humoru sie nie uwazam (choc i to jest dyskusyjne, bo absolutnie umieram ze smiechu ogladajac Trailer Park Boys), to Pratchett to jednak nie moja bajka (sic!). Po prostu nie lubie gdy narrator spoufala sie z czytelnikem, puszcza do niego oczka a czasem prowadzi za reke jak polslepe dziecko. Faktem jest jednak, ze uwielbiam Dobry Omen ktory napisal z Gaimanem, ale to wlasnie chyba przez Gaimana...
    Co do reszty...
    Harry Potter calkiem dobry, a od Szklarskich zaczelo sie moje zainteresowanie bodmodem, a Ania z Zielonego i chyba z siedem kolejnych czesci, to byl absolutny hit mojego dziecinstwa;)
    Musierowicz nie tknelam, podobnie Grocholi.
    Od siebie moge policic raczej ciezsze klimaty, czyli "Zlego" Tyrmanda, perle polskiej literatury, bardzo wciagajaca krowe ktora za szybko sie konczy, i w podobnych klimatach kwadrologie "Breslau" Marka Krajewskiego. Oprocz tego Tokarczuk, choc chwilami meczy mnie jej rytmiczna przewidywalnosc. Jesli chodzi o literature wspolczesna niekrajowa, to Rosjanie (Sorokin, Pielewin, Lukjanienko), troche starsi Amerykanie (Irving, Banks, McCarthy, Ellis), i jeden Rumun - Cioran.
    I moglabym tak do jutra;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Malena Muy Maliciosa - do Emilki nigdy nie doszłam, Ania wypełniła całkowicie moje niewielkie zapotrzebowanie na dziewczęcość i słodycz ;-> Bridget lubię wielce - jest to moja książka "do obiadu", bo mam ten paskudny nawyk czytania przy jedzeniu (zresztą, w wannie np. też. i na wykładach :)), a to jedna z tych książek, której mi nie szkoda jak się pochlapie pomidorową...

    @rdza - nie wiem czy teraz wkręciłabym się w Pratchetta gdybym go wcześniej nie znała; być może wszystko to dlatego, że jest to jedna z pierwszych moich bardziej "dorosłych" książek w życiu i po "Równoumagicznieniu" dużo się zmieniło odnośnie mojej świadomości co do dobrej literatury, stąd sentyment. tak jak pisałam, kilka najnowszych książek odpuściłam na razie, bo wolę przeznaczyć czas na inne pozycje, jednak całość bawi mnie w dalszym ciągu. Gaiman inny zupełnie, "Dobry omen" niespecjalnie mnie zachwycił, za to po "Nigdziebądź" byłam naprawdę pod wrażeniem, jak dla mnie jedna z najlepszych książek w obrębie gatunku. Chciałam w tym zestawieniu upchnąć "Sandmana", ale jest to komiks - chociaż jak dla mnie, poziomem treści przewyższa niejedną powieść, doskonała, psychodeliczna rzecz (przynajmniej większość tomów)
    miałam duży problem z wymyśleniem 10 serii książkowych, naprawdę - większość moich ukochanych książek to zamknięte powieści, stąd ta Ania i Musierowicz, które jako dziecko naprawdę lubiłam, a w rzeczywistości szkoda byłoby mi czasu żeby teraz do tego wracać.
    "Złego" kupiłam ostatnio, czaję się wokół niego od roku i chyba właśnie przyszedł czas, żeby wreszcie sięgnąć. Krajewskim za to zachwycają się moi rodzice, ale dobrze że polecasz - bo w sumie mało słyszałam opinii o tym cyklu. za Tokarczuk nie przepadam, ale chciałabym sięgnąć po "Biegunów", opis wydał mi się zachęcający. Do Pielewina, przyznam szczerze, podchodziłam dwa razy i dopiero ostatnio, przy "Życiu owadów" coś zaskoczyło, chociaż potrzebowałam kilku dni na przetrawienie całości. Irvinga i Ciorana znam tylko ze słyszenia, resztę obczaję - wierzę w polecanie pocztą pantoflową, zatem dzięki :)

    moje ostatnie objawienia literackie (z kilku ostatnich lat) to Zadie Smith ("Białe zęby", "O pięknie"), Yoko Tawada ("Fruwająca dusza" - bardzo elegancki oniryzm, lekka psychodela) i ostatnio - "Madame" Libery (chociaż nie spodziewałabym się nigdy że książka o takiej fabule powali mnie na kolana), chyba najbardziej elegancko napisana rzecz jaką czytałam w życiu. Polecam też Irinę Dienieżkinę ("Daj mi!" - głównie ze względu na język) i Tatianę Tołstoj ("Kyś" - mistrzowska satyra). i oczywiście Murakami, w którym jestem zakochana na zabój przez bardzo lynchowskie "Po zmierzchu", ale on akurat nie potrzebuje reklamy :)

    temat - rzeka :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Och, strasznie nie lubiłam Jeżycjady i Ani z Zielonego Wzgórza! W sumie dalej nie lubię. Jakoś tacy wypięknieni ci bohaterowie. Co do Prachetta - nie podzielam zachwytu, robi na mnie na zmianę skrajnie różne wrażenia - raz po przeczytaniu "Eryka" jestem zachwycona, potem po przeczytaniu "Prawdy" jestem zniesmaczona tanimi motywami i próbali rozbawienia każdej sytuacji na siłę, potem znowu jestem zachwycona "Piątym elefantem", czy "Pomniejszymi bóstwami". ale znowu "Straż! Straż" męczyła mnie strasznie. Mam fana Prachetta jako dobrego kolegę i cały czas wymieniam sobie książkę i zawsze jakaś u siebie mam. Teraz czeka na przeczytanie "Kosiarz". Zobaczymy, jak będzie z tym:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Aaaaaaaaaaaaaaaa! Wyminiłaś prawie wszystkie moje ukochane książki!
    Chyba jesteśmy sobie pisane ;)
    Kurde przypomniałaś mi o "Panu Samochodziku" i "Wiedźminie"!
    Dziękuję Ci!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Piękne zdjęcia, znowu... :)

    OdpowiedzUsuń
  10. O proszę, to ja oprócz cyklu Montgomery chyba nie mam zwyczaju czytać serii książkowych. Chociaż zauważyłam, że dążę do tego, by przeczytać wszystkie książki wydane w Ha!art. Jakoś mi tak myślowo podchodzą.

    OdpowiedzUsuń
  11. @Patrycja Antonina - "Kosiarz" akurat nigdy nie należał do moich ulubionych książek, a Pratchettem jest tak, że zwykle ludziom podoba się określony wewnętrzny cykl - ja osobiście najbardziej lubię części o czarownicach i o Rincewindzie :) polecam "Wyprawę czarownic", moim zdaniem najlepsza część całej sagi.

    @Miss Ferreira - a widzisz, przeznaczenie ;-> mam sentyment do tych książek, sama przypomniałam sobie o nich tak naprawdę podczas pisania posta dopiero :)

    @Kathy - :)

    @venila kostis - bo rzadko zdarza się cykl, w obrębie którego wszystkie części zachowują równy poziom, niestety. przymierzam się teraz do "Millennium" i do sagi "Gry o tron" (nie pamiętam jak nazywa się cykl) - muszę zobaczyć czym się ludzie jarają :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Dzięki za komentarz:)

    Pozdrawiam i obserwuję i zapraszam:)

    Ja bym do tej listy dopisała moja ukochaną pisarkę Astrid Lindgren, a także Niziurskiego i Korczaka, cała Trójka to moi ulubieńcy z podstawówki;)

    :***

    OdpowiedzUsuń
  13. Musierowicz, Sapkowski, Rowling i... Sempe ze swoim Mikołajkiem!
    Chciałam już powiedzieć, że te wszystkie książki jakoś tak kojarzą mi się z dzieciństwem, czasami szkoły i dorastania, ale mikołajek, kurcze - bawi mnie zawsze i wszedzie:D

    OdpowiedzUsuń

Tak, generalizuję. Tak, upraszczam i korzystam ze stereotypów. Mówiąc "zwykle" mam na myśli, że coś sprawdza się w ok. 7-9 przypadkach na 10 możliwych. Jeśli jesteś wyjątkiem - lucky you! Zanim zaczniesz ze mną dyskutować - pamiętaj, że "się nie zgadzam" i "jesteś głupia" - to nie argumenty.