poniedziałek, 3 października 2011

Powroty.

Dedykuję Hance, dzięki której nie śpimy dzisiaj pod mostem :)

No to jesteśmy. Formalnie bezdomni, mieszkamy kątem u koleżanki, która litościwie zostawiła nam na miesiąc swoją kawalerkę. 30 lub 35m2, pianino, perkusja, instrumenty inne wszelakie, czterech chłopa i ja. I właśnie trwa próba zespołu, a moja własna siostra macha mi z okna po drugiej stronie ulicy, że zaraz wpadnie na piwo - bo świat ostatecznie jest bardzo mały, a ja momentami zaczynam nawet wierzyć w karmę i takie tam. 

Jest magicznie,nawet bardzo i och, jakże nastrojowo. Tramwaj przejeżdża pod oknami a kubek na blacie lekko drga; mieszkanie wypełnione po sufit krakowską bohemą, przydałby się do kompletu jeszcze aktor i fotograf. Siedzę na klatce schodowej na szerokim parapecie wychodzącym na podwórko, palę mentolowego Vogue'a, zaglądam do mieszkań przez okna bez firanek czy żaluzji  - a tam festiwal życia prywatnego, ludzie żyją sobie i umierają, jedzą i śpią. Bez pośpiechu, normalnie, zgodnie z naturalnym cyklem wszechświata. Czyż mogło być lepiej?

phot. by Piotr Semberecki

Łatwo przywiązać się luksusu - zmywareczka, wypchana po brzegi lodówka, fontanna w salonie, tygrys na smyczy. Ale ostatecznie - mimo, że jestem okrutnie rozbestwiona i cenię sobie wysoki standard życia - jakie to ma znaczenie? Słyszę, jak o ziemię uderzają dojrzałe kasztany, wczoraj przeczytałam gdzieś, że punkty skupu płacą za nie 60 groszy za kilogram i myślę sobie - dobrze jest. Z głodu nie umrzemy. Mamy ciepłą wodę, miejsce do spania, pralkę, lodówkę, internet. Można żyć.

Ostatecznie mieszka się tu, w Krakowie, już jakiś czas i widziało się niejedno - byłam w mieszkaniach, gdzie student studentowi wilkiem, a własny obiad przywieziony z domu trzeba było przywiązać łańcuchem w lodówce, gdzie każdy szedł do łazienki z własną rolką papieru toaletowego. I wiem, że tak naprawdę, to mam dzikie szczęście - bo lądowałam w różnych miejscach, a jednak nie trafiłam nigdy na ludzi, których miałabym ochotę otruć we śnie. Pamiętam sytuacje, na myśl o których do dzisiaj czuję rozczulającą falę ciepła w  skrytym buduarze mojego serduszka, chociaż formalnie mam ten organ w artofii i nie słynę z bycia sentymentalną.

phot. by Piotr Semberecki

I tak po prostu - lekko, sentymentalnie, ciepło, z poczuciem ogólnej miłości do całego świata, piszę.  Bez specjalnego celu, bez tematu, bez planu, spontanicznie, mniej lub bardziej - bez sensu. Wyjątko nie mam dzisiaj powodu do wyzłośliwiania się na forum publicznym, nie muszę nic zrobić, nigdzie się nie spieszę - nie przeszkadza mi nawet to, że moje dwie prawdziwe miłości życia mego- mój kot i komputer - zostały póki co w domu i nie mam mojej demonicznej Pajęczej Królowej, kiciuni najmilejszej acz nieco creepy, pod ręką, a posta piszę na laptopie współlokatora mojego Duala. A laptopów nie znoszę i jest to uczucie pełne pasji i zaangażowania. Internet jest nieco knąbrny i nie chce dzisiaj współpracować, trudno - być może jest to znak od wszechświata, żeby wreszcie oderwać się od monitora i otworzyć "Madame" Libery, na co nie miałam czasu przez całe wakacje.

Po prostu - jest dobrze. Lato skończyło się definitywnie, ale to nic, bo ciągle cieszę się jak dziecko, w naiwny i ckliwy sposób tym, jak pachnie jesień, jak słońce grzeje mnie w głowę przez niebieską fedorę w paski. I coś tak czuję, że to będzie dobry rok. Magiczny - w końcu to, do cholery, Kraków.

5 komentarzy:

  1. Czekałam. Czekałam, komu lub też czemu dzisiaj do pieczesz, a tu peace&love. I dobrze. Bo mnie dzisiaj jakiś wkurv ogarnia na życie i mam ochotę cisnąć wszystko w pizdu i uciec. Tak przed siebie bez celu. I kiedyś tak zrobię, o. Ale nie dziś. Nie dziś.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tattwa, piękny, chwytający za serce wpis. Dziękuję:* Hania

    OdpowiedzUsuń
  3. @justynides - mnie też tak dopada czasem, nawet dzisiaj :) ale lubię te rzadkie momenty kiedy emanuję radością i miłością :)

    @Hanuś - :)

    OdpowiedzUsuń
  4. jesień, jesień!! ja też chcę jesień!
    a tutaj nie mam jesieni :(
    najgorzej!

    a wy macie najlepiej, o!
    tak miło!!!!!!
    musiałam se akurat pojechać..
    bardzo przyjemny post Taciu. Magdziu. :D

    dodam jeszcze jako wiecznie poszkodowana że owszem ja właśnie musiałam obiady od mamuni i nie tylko przywiązywać łańcuchem (no dobra, tylko zamykać na kłódkę) oraz chodzić do kibla z własnym papierem!
    także ciesz się z tego jakie masz przyjemne życie :D
    pozdro!

    OdpowiedzUsuń
  5. @Aga - sama żeś jest Magdzia. i to właśnie o Tobie myślałam, pisząc o tym papierze i łańcuchach w lodówce :)) jesieni nie żałuj, noce zimne już jak cholera.

    OdpowiedzUsuń

Tak, generalizuję. Tak, upraszczam i korzystam ze stereotypów. Mówiąc "zwykle" mam na myśli, że coś sprawdza się w ok. 7-9 przypadkach na 10 możliwych. Jeśli jesteś wyjątkiem - lucky you! Zanim zaczniesz ze mną dyskutować - pamiętaj, że "się nie zgadzam" i "jesteś głupia" - to nie argumenty.