![]() |
phot. by Piotr Semberecki |
"Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień."
Spodobała mi się ta zabawa, jako, że lubię książki , ale rzetelnych wnikliwych recenzji nigdy nie chciało mi się pisać. Pewnie mnie tu zaraz dual wyszydzi jak to ma w zwyczaju, ale trudno, pogarda.
Spodobała mi się ta zabawa, jako, że lubię książki , ale rzetelnych wnikliwych recenzji nigdy nie chciało mi się pisać. Pewnie mnie tu zaraz dual wyszydzi jak to ma w zwyczaju, ale trudno, pogarda.
Dziesięć ulubionych serii książkowych - moich, oczywiście.
1. Oczywiście - "Świat Dysku" Terry'ego Pratchetta. Mam do tej serii stosunek wybitnie sentymentalny, bo obecnie książki z tego cyklu kosztują ok 3 dyszki za sztukę - a pierwsze egzemplarze znalazły się na mojej półce, kiedy o autorze jeszcze mało kto słyszał i jego dzieła sprzedawało się na stoiskach z tanią książką (w moim przypadku - nad morzem, na zafajdanych, deszczowych wakacjach). Rodzice kupili mi wtedy "Równoumagicznienie" (wydane wówczas przez Nową Fantastykę) za szaloną kwotę 6zł (i taka wybita jest na okładce), nie do końca mając świadomość, o czym to właściwie jest. I poszło z górki - przekopywałam antykwariaty i małe księgarnie żeby znaleźć COKOLWIEK z serii Świata Dysku, jednak zajęło mi kilka lat skompletowanie pierwszych części.. Później kupowałam je już na bieżąco, obserwując po wzroście cen na okładkach i zmianie wydawcy, jak Pratchett staje się hot i trendy. Dzisiaj mam w domu prawie ,wszystkie pozycje wydane pod jego nazwiskiem w Polsce, wliczając terminarze, albumy i leksykony oraz kalendarze ścienne upolowane na eBayu. Przyznaję, że sięgam po te książki coraz rzadziej, ale w dalszym ciągu wybieram Pratchetta zawsze wtedy, kiedy mam doła, jestem zmęczona życiem lub mam ochotę na coś lekkiego, jednak nie obrażającego inteligencji czytelnika. Bo tak naprawdę "Świat Dysku", mimo, że przepełniony humorem, jest intelektualną szaradą, układanką złożoną z elementów popkultury, sztuki, literatury klasycznej, historii, polityki i ekonomii. Światem pokazanym w krzywym zwierciadle, parodią rzeczywistości otaczającej człowieka współczesnego. Spotkałam w życiu kilka osób, które deklarują zdecydowaną niechęć do Pratchetta - wszystkie miały albo nędzne poczucie humoru, albo były na tyle nie halo, że nie rozumiały aluzji zawartych w jego książkach. Niewątpliwie są też tacy, którzy są zabawni, inteligentni, tylko po prostu mają inny gust - ale ja ich nie znam.
![]() |
phot. by Piotr Semberecki |
2. J.K.Rowling - Harry Potter. Lubię, a co. Złapałam bakcyla stosunkowo późno, bo dopiero kiedy na rynku była już 4. część powieści - wcześniej nie chciałam tego ruszyć, bo Harry'ego czytali wszyscy, a ja gardziłam byciem wszystkimi i musiałam być pod prąd. Jak tylko wyrosłam z bycia alternatywną, machnęłam od razu kilka tomów. I serio, uważam, że ta książka jest o niczym. Nie ma żadnej treści. Nic nie wnosi do literatury, nie ma skomplikowanej fabuły, postaci o złożonych osobowościach. Jest po prostu dobrze napisana - lekka, przyjemna, wciągająca. Idealna do obiadu albo do pociągu.
3. Alfred Szklarski - cykl o przygodach Tomka. Lubiłam. Ach, jak lubiłam! Czytałam sobie o Australii, Afryce, Azji - i naprawdę sporo z tych książek wyniosłam, chociaż dopiero po latach zaczęły mnie uderzać detale, które dzisiaj sprawiają, że cykl ten stał się dla mnie lekko nieznośny. Ale myślę, że gdybym kiedyś miała syna, chciałabym, żeby czytał te książki - córka zresztą też.
![]() |
phot. by Piotr Semberecki |
4. Zbigniew Nienacki - Pan Samochodzik. To był szał. Znaleziona gdzieś w biblioteczce mojej mamy książka sprawiła, że w ciągu 3 dni złapałam bakcyla. Najbardziej szalałam na punkcie części o Templariuszach - i muszę przyznać, że teraz jak patrzę na to z perspektywy czasu, te książki miały niemały wpływ na to, jakie wybrałam studia. Podobnie jak w przypadku cyklu o Tomku, książki o Panu Samochodziku popchnęły mnie w kierunku poszukiwań, przekopywania się przez fakty, sprawdzania autora; jest to ten rodzaj książek, które podstępnie, pod pozorem dobrej zabawy wtłoczą ci do głowy jakąś wiedzę.
5. Małgorzata Musierowicz - Jeżycjada. Zanim pokochałam Gombrowicza i Nietzschego, byłam normalnym, pogodnym dzieckiem. I te książki też takie były - pogodne, miłe, słodkie, mocno wyidealizowane, trochę w klimacie serialu - tasiemca, ale czytały się lekko i przyjemnie. Nie pamiętam przy której części dałam sobie spokój - bo ostatecznie przyszedł taki moment, że człowiek poczuł się za stary na te słodkości - ale miałam wtedy ok 14 lat. Książki Musierowicz sprzedałam, bo potrzebowałam pieniędzy na Mistrza i Małgorzatę w przekładzie Drawicza, co pamiętam jak dzisiaj. Nie żałuję, chociaż sentyment pozostał.
6. Andrzej Sapkowski - Saga o Wiedźminie. Jeśli ktoś tego nie czytał, nie ma pojęcia o polskiej fantastyce. Wtedy, mając 12 lat, byłam tym tak podjarana, że ledwo mogłam ustać na nogach - dzisiaj jestem już o wiele bardziej krytyczna i widzę niedociągnięcia tego cyklu, pewną toporność, z jaką jest napisany, nadmierny patos i emfazę, bohatera cierpiącego na Weltschmerz. Jednak i tak mam do tej książki sentyment szczególny (także dlatego, że pożyczył mi ją po raz pierwszy do przeczytania chłopak, który był w tamtym czasie miłością mojego 12-letniego życia) i mimo, że chyba nigdy do niej nie wrócę, sprzedać też nie potrafię. Nie wiem jednak czy powiedziałabym, że "warto to przeczytać" - z jednej strony ma to sens z powodów historycznych, w końcu ważna pozycja w polskiej fantastyce. Ale ostatecznie jest tyle innych, lepszych książek...
7. Lucy Maud Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza. Bo jak już pisałam, do pewnego momentu byłam normalnym dzieckiem. Dzisiaj bym już tego nie przetrawiła za nic w świecie, ale będąc szczylem wracałam do tej książki wiele razy, zwłaszcza do późniejszych części.
8. Jasper Fforde - cykl o Thursday Next. Jest tam coś z Alicji w Krainie Czarów, coś z Orwella i trochę z Poego, doprawione Pratchettem i Gaimanem. Naprawdę coś dziwnego. Ale ku zaskoczeniu, wychodzi z tego dobry mix - nigdy w życiu nie żałowałam tak bardzo tego, że sprzedałam książkę. Do dzisiaj próbuję je zdobyć w rozsądnej cenie, co okazuje się niełatwe.
![]() |
phot. by Piotr Semberecki |
9. Sempe, Gościnny - Mikołajek. A, mówcie co chcecie - że to dla dzieci, że naiwne, że w ogóle. A ja do dzisiaj chętnie wracam i śmieję się tak samo, jak wtedy, kiedy sięgnęłam po raz pierwszy.
10. A teraz jest mi strasznie wstyd, bo wychodzi na to, że jedną z moich ulubionych serii jest cykl z gatunku tych, którymi gardzę najbardziej, czyli coś z literatury kobiecej. I jest cykl "Żaby i anioły" Grocholi, przy którym ubawiłam się naprawdę setnie w długie zimowe wieczory. Poza "Bridget Jones" jest to chyba jedyna pozycja z zakresu prozy babskiej po jaką sięgnęłam i która ostatecznie została na mojej półce. Wstyd mi się trochę przyznać, bo mi to psuje imidż yntelektualysty, ale ostatecznie nie założyłam bloga żeby robić z siebie małpę na sznurku.