niedziela, 16 grudnia 2012

Przyjemność tekstu. Jak czytać, jak żyć


Tekst jest trudnym medium. Ludzie czytają coraz mniej - a właściwie coraz mniej ludzi czyta. Napisanie książki wymaga wkładu pracy i kreatywności porównywalnych z tymi, jakie są potrzebne do nagrania płyty czy nakręcenia filmu, jednak za pomocą literek o wiele trudniej trafić do ludzi niż poprzez obraz i dźwięk. Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że tekst, w przeciwieństwie do muzyki czy zdjęć, zawsze wymaga od odbiorcy pewnej aktywności - nie można po prostu patrzeć czy po prostu słuchać, trzeba przez chwilę skupić się i zaangażować. Nie można być biernym odbiorcą tekstu. Ma to swoje plusy - mamy do czynienia z widzem, który na pewno potrafi czytać i - w większości przypadków - rozumie czytany tekst, co stawia go o stopień wyżej nad ogromną częścią populacji (i nie mówię tu bynajmniej o niewykształconych obywatelach krajów trzeciego świata). Konsekwencją jest jednak elitaryzacja czytelnictwa.

Mówi się, że obecnie więcej osób pisze, niż czyta. Nie ma w tym nic nienaturalnego - nagromadzone podczas lektury myśli próbują znaleźć ujście, a swobodna rozmowa nie stwarza możliwości do wykorzystania zawiłych form językowych, które tak dobrze mogą prezentować się w tekście. Kiedy rozmawiam, zawsze w myślach tworzę kolejny tekst. Bez przerwy szukam tematów, słabych punktów jakiegoś stereotypowego sposobu myślenia, chętnie wchodzę w dyskusję o rzeczach ogólnie przyjętych za normalne. Wszystko dla przyjemności tekstu.

Barthes pisze o czytaniu w "Przyjemności tekstu", a ja złapałam się na tym, że sama czytam coraz mniej. Moim wrogiem jest czas - nie dlatego, że szkoda mi go na wykonywanie pewnych czynności, ale z powodu świadomości jego nieodwracalności. Bo bardzo silnie odczuwam to, że teraz bezustannie wymyka się z rąk i zwykle czuję panikę na myśl o jutrze. O czasie, który pozostał.

Nie, nie przesadzam. Mam niecałe 25 lat i przytłacza mnie świadomość przemijania. Nie czuję się starsza niż rok czy dwa lata temu, moje ciało zmienia się niepostrzeżenie i te zmiany nie są na tyle duże, żebym czuła ogromną różnicę. Ale czasami myślę o tym, czego chcę, do czego dążę - i jak uderzenie w twarz, ogłusza mnie wiedza. Nie zdążę. To po prostu fizycznie niemożliwe, mieć wszystko.

W efekcie muszę wybierać. Bezustannie z czegoś rezygnować - a uczucie żalu pod stracie jest odczuwalne nawet wtedy, kiedy pojawia się rekompensata. Dlatego czasami żyję za szybko i za mocno, jestem za bardzo. Innym razem odcinam się od zewnętrznego świata i czytam, słucham muzyki, oglądam filmy, przetwarzam dane. Piszę. Lekko histerycznie, z poczuciem rosnącego przerażenia na myśl o tym, że każde przeczytane zdanie, każda przyswojona myśl może być punktem wyjścia do stworzenia kolejnej listy zadań. Spisy "do obejrzenia" i "do przeczytania" wydłużają się i stają absurdalne, samą swoją formą narzucając konieczność wyboru.

Jest w tym jakiś tragizm.

Paweł Herman Photography

1 komentarz:

  1. Coś w tym jest, co piszesz. Sama złapałam się na tym, że czytanie książki odkładam na później, kiedy będzie więcej czasu, bo przecież są ważniejsze rzeczy, a czasu zawsze za mało...

    OdpowiedzUsuń

Tak, generalizuję. Tak, upraszczam i korzystam ze stereotypów. Mówiąc "zwykle" mam na myśli, że coś sprawdza się w ok. 7-9 przypadkach na 10 możliwych. Jeśli jesteś wyjątkiem - lucky you! Zanim zaczniesz ze mną dyskutować - pamiętaj, że "się nie zgadzam" i "jesteś głupia" - to nie argumenty.